� Od czego zaczniemy? � spytał nas Dubiń.
� Wiadomo od czego � powiedział lejtnant Sinicyn. � Od w�dki zaczniemy, w�dką i zakończymy.
� A może z początku herbaty chcecie?
� Herbata nie w�dka: dużo nie wypijesz.
No i dawaj my chlać... Znalazła się gitara. Dubin niczego sobie gra, głośno. Więc my ch�rem �Moskwę" machnęli. Głos, wiadomo, każdy z nas ma i śpiewa z całych sił, to aż okna się trzęsły i szklanki dzwoniły. Niech burżuazja słyszy i zna, że Czerwona Armia się bawi!
W kącie pokoju pianino stało. Ale grać nie umieliśmy na tym faszystowskim instrumencie. Jednak � kiedy wypiliśmy więcej � to Sinicyn spr�bował. I nawet bardzo dobrze wyszło. Więc Dubin na gitarze rżnie, my z całych sił �Jeśli zawtra wojna" śpiewamy, a Sinicyn pianino obu rękami po zębach chlaszcze. I tak ładnie nam szło, że my tym sposobem do p�łnocy się bawili.
Potem Dubin uroczyście powiedział:
� Drodzy towarzysze! Zaraz będzie Nowy Rok. Zaczniemy go specjalną zakąską do w�dki. Jest to najlepsze na świecie burżujskie jedzenie!
Poszedł on do szafki i wyjął dużą papierową torbę. Przyni�sł ją i wyrzucił zawartość na st�ł. Było to coś podobnego do strąk�w dużego bobu, albo do małych og�rk�w.
� Co to jest? � spytałem.
� Banany � powiedział Dubin. � Nasze chłopaki z NKWD tu u pewnego
burżuja, kt�ry miał dawniej owocarnię, rewizję robili i dużo tego specjału znaleźli. Więc i mnie trochę dali.
� Dawać tu banany! � krzyczy Jegorow. � Dość burżujom tym się obżerać. Teraz nasza kolej!
No, nic. Dubin banany porządnie w umywalce wymył i kilka z nich plasterkami na talerzu pokrajał, potem, oczywiście, odpowiednio posolił i każdemu w�dki nalał.
� Zdrowie piechoty! � powiedział.
Wypiliśmy i bananami zagryzamy. Ale, cholera go wie, jakoś niesmacznie było. Ja nawet wypluć chciałem. A Sinicyn w�wczas powiedział:
� Do tych banan�w trzeba octu i tak samo pieprzu.
Pieprz był, ale po ocet Dubin do gospodyni poszedł pożyczyć. Zaprawiliśmy banany octem, no i, rzecz jasna, pieprzem. I zupełnie inny smak wyszedł. Ale wszystko jedno nie podobały mi się. Wolę kiszone og�rki, a nawet cebulę. Ale nic, pod w�dkę to nawet i banany p�jdą. Tylko to było najgorsze, że kapitan Jegorow, nieco za wcześnie, chorować zaczął. Sinicyn do pianina go poprowadził, przykrywkę u g�ry instrumentu otworzył i powiedział:
� Walcie, towarzyszu, do środka, bo szkoda podłogę zanieczyszczać. A w tym głupim instrumencie miejsca dość. Wszystko się zmieści.
Widzę ja, że z drugiej strony pianina Maślannikow przysposobił się, i też naloty na Rygę robi. Ale ja dobrze się trzymałem i dalej w�dkę pod banany chlastałem. A potem posłyszałem jak Dubin powiedział:
� Te banany to najlepiej z olejem jeść i cukrem. Ale szkoda, że nie mam.
Nie zdążył on tego wypowiedzieć, jak kapitan Jegorow od pianina oderwał się, do stołu zbliżył się, jeden banan (jeszcze nie pokrajany) wziął i Dubina nim w zęby jak zajedzie.
� Otrułeś mnie, draniu! � krzyczy. � Nigdy ja od w�dki tak prędko nie rzygałem. Banany należy się kiszone jeść, albo marynowane, a ty surowe dałeś!
I w mordę go, i w mordę. Więc Dubin zaczął bronić się. Chwycili się za włosy i po podłodze tatłają się. Kapitan Jegorow naszego gospodarza całego bananami zanieczyścił. Ale to drobiazg: ot, trochę śmiechu było i już. A potem my zn�w pili, ale na banany jakoś wszyscy apetyt stracili. Tylko Dubin dalej jadł, żeby nie zmarnowały się.
� Szkoda, że wam nie podobają się � m�wił. � To przecież sama najlepsza burżujska przekąska. Tylko pewnie trzeba do nich chrzanu, albo musztardy dodawać.
� To niech sobie tę przekąskę burżuje i żrą! � powiedział kapitan Jegorow. � A ja za takie kpiny i śmiechy będę w mordę bił!
Ale nie bił więcej. Pewnie bardzo osłabł, bo rzygał on długo. Bawiliśmy się tak chyba do trzeciej rano. Dobrze nie pamiętam, bo przytomność straciłem i tylko nad ranem od zimna obudziłem się. A zimno musiało być, bo kapitan Jegorow, w trakcie zabawy, wszystkie okna krzesłem powybijał i p�ł pieca uszkodził.