|
|
|
|
|
|
Posted: Thu Apr 07, 2005 6:48 am
Eredin Nie palcie dzieci marihuany Wasz mbędzie zrujnowany Życie strasznie się odmieni Bez perspektyw, odrobiny nadzieji W nałaskudny wpadniecie tylko gdy zapalicie jakoś to będzie I nie pochamujecie tego silną wolą Wierzcie , że skutki jarania bolą I choć wiem , że nikt przesłania nie wysłucha Że waszym przyjacielem będzie zioło i lufa, Ja sprawdziłam i już nie chcę Do was przemawiam tym tandetnym wierszem I jak podoba sie ? biggrin lol...ale mi to przypomina rap...i troche piosenke Karamby...
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Fri Apr 08, 2005 11:22 am
Omega Sun Nightmaree Baliaur Lena... twoje utworry nie sa "przyciagajace".. czytasz pierwsze kilka wersow i nie chce ci sie poczytac dalej.... dla mnie sa zbyt malo interesujace.. ciagle podobny tema... a ktory to niby ten najlepszy??? nie przeczytalam wszystkich bo jest ich za duzo jak na mnie... Kce ktos przeczytac moje opowiadanie?? gdzie eni spojrze tam Twoja krytyka gonk Ale przeciez jest to krytyka konstruktywna, ktora nie ma na celu wpedzic kogos w depresje tylko zachecic do poprawy stylu i pracy nad soba. Poza tym topik do tego sluzy aby wymieniac sie ocenami 3nodding Właściwie to sie zgadzam z Bali i Omi (fajny wyglad, Omi biggrin ) Ostatnio jakos weny ni maiłam i pisałam o tym samym, troche na siłe... A napisałam tu dla tego, bo jakos tu dawno nie pisałam, i ino chciałam napisać cokolwiek. ;]
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Tue Apr 12, 2005 5:43 am
Nightmaree Baliaur Lena... twoje utworry nie sa "przyciagajace".. czytasz pierwsze kilka wersow i nie chce ci sie poczytac dalej.... dla mnie sa zbyt malo interesujace.. ciagle podobny tema... a ktory to niby ten najlepszy??? nie przeczytalam wszystkich bo jest ich za duzo jak na mnie... Kce ktos przeczytac moje opowiadanie?? gdzie eni spojrze tam Twoja krytyka gonk .... dobra krytyka jest blogoslawienswem dla autora... sama dostaje szalu z powodu jej braku wiec innym ja obdarowywuje blaugh a cos ci nie pasuje ze ja sie tu udzielam?? czy to nie pozytywne ze pomagam innym zauwazyc ich bledy?? (Omi juz powiedziala ze ten tamat do tego sluzy ale co tam.... gonk )
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Sat Apr 30, 2005 3:05 pm
[ Message temporarily off-line ]
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Sun May 01, 2005 12:05 am
No jak na prace pisana w ciagu godziny whee i podczas Hanibala xd to mi sie podoba smile
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Sun May 01, 2005 12:07 am
Melania Moon No jak na prace pisana w ciagu godziny whee i podczas Hanibala xd to mi sie podoba smile no wiewsz ksiadz szczerze mowiac raczej nie bedzie znal okolicznosci pisania tej pracy xd
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Wed May 04, 2005 1:19 am
heh sczerze mi sie czytac nie kce.. bo sama mam na ten temat swoj ustabilizowany poglad wink ....
jak wam sie nudzi kotecki to se poczytajta./... tylko uwaga tam jest od groma i ciut ciut bledow.... Rano o godzinie dziewiątej zadecydowała że raczej dziś jej nie odwiedzi. Nie chce jej się wstawać. Było jej w ł�żku tak dobrze. Za ponad godzine dostała SMSa zbudził ja. To tylko Natalia przypominała jej żeby dała znać gdy bedzie już na miejscu i czy w og�le przyjezdza. Ten jeden głupi SMS tak szybko zmienił jej decyzje. -Jade do niej, jesli chce do niej pojechac musze wstac. Natychmiast! - przemkneła przez jej głowę myśl, jedna z niewielu kt�re sprawiały jej radość. Poszała do łazienki, popatrzyła niechetnie w lustro i szybko wciągneła na siebie spodnie, przecie nie bedzie zchodzić w majtkach na śniadanie(prawde m�wiac ona mogła by chodzić nawet nago na śniadanie, lecz tylko wtedy gdy mieszkałaby sama i miałaby ciemniejsze zasłony, nienawidziła jak faceci wpatrywali się jak nawiedzeni w okno)!!! Zjadła bez namietnie śniadanie, chyba nawet nie poczułaby r�żnicy, gdyby podmieniono jej płatki kukurydziane na rozgotowany kleik ryżowy. Zapytała się matki czy może zając łazienke na pięc miniut i wziąc expressowy prysznic. -Przecież nie ma ciepłej wody. Piecyk nie dziła bo nie ma prądu. Zapomniałaś? - czy ona musiała jej o tym przypominac? Musiała? Sara uwielbiała brąc prysznic, stać tak beztrosko, patrzeć jak para wodna unosi się, przeciąga i pręży w powietrzu, czuć jak wszystkie smutki dnia minionego, wszystkich dni minionych spływają po niej razem z wodą. Dziś jednak energetyka odebrała jej teym razem prysznic. - Dobrze że przynajmniej kawy mi nie zaprali- uśmiechneła się do siebie tą myśla. Zrobiła sobie ukochana kawe, taka jak zwykle: dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej, łyżeczka mleka (dzieki niej jej ulubiona urzywka nabierała taki piekny głeboki brązowy kolor, taki silny a zarazem deliatny), dwie i p�ł łyżeczki cukru, taka zwyczajana poranna kawa, lecz jaka tkiła w niej kwintesencja poranka (dokładnie połowa, drugą przydzieliła prysznicowi)! Niekt�rzy ludzie nawet nie wiedzą ile rozkoszy można znaleźć w słodkiej goryczy porannej kawy. Nie wiedza co tracą. Znowu poszła do łazienki. Zdjeła piżame i spodnie, usiadła na toalecie. Odleciała. Była myślami wszedzie, lecz nie w tej łazience. Tak czasem bywa, jak ma się zbyt wybujałą wyobraźnie. Powr�ciwszy z Jej Świata szybko umyła zęby i twarz lodowatą wodą, dzieki czemu mogła być tam już cała dusza i całym ciałem, ale nie całym sercem, ona całego serca nie miała, nikt nie zdołal go dotychczas obudzić, tak do końca, tak że czułaby Własne Serce całym Swym Sercem, może nawet nie tylko swoim...Nie umalowała się, nie czuła takiej potrzeby, we własnych oczach wyglądała jako tako i to jej absolutnie wystarczało, wystarzcza� jej że może znieśc widok własnej osoby tylko tyle. Nie musiała być dzis ani piękna, ani idealna, Dziś tylko tyle. Ubrała się szybko, zeszła na d�ł, wsuneła na nogi pośpiesznie buty. - Oni już na mnie czekja! Szybciej! - pośpieszała sama siebie i wybiegła w nie zasznurowanych butach. Wsiadła do samochodu, zaczeła sznurować buty i gdy samoch�d wymijała brame, popatrzyła ukradkiem na skrzynke pocztowaą. Pusta. Zaczeła się zastanawiać kiedy ten list od Niego w końcu przyjdzie, tak na prawde nie czekała na niego, bo czekanie boli, ona miała nadzieje, ale nie czakała na niego broń boże! Ojciec wysadził ją na przystanku zaraz przy dworcu. Szła w kierunku dworca zniecierpliwiona, gdy nagle dostrzegła coś, co ucieszyło ją. -Bus do Szczecina! Nie bede musiała czekać na pociąg. Głupi ma zawsze szczęście. - mysłała biegnąc do całkiem sporego, bordowego samochodu. Były wolne miejsca! Była uratowana! Nie musiała się martwić czy ma pociag, o kt�rej ma pociag. Otworzyła drzwi zapłaciła kierowcy, weszła do środka. Usadowiwszy się obok całkiem przystojnego, choć jak dla niej zbyt dorosłego mężczyzny. Musiała kulic się na połowie siedzenia, gdyz ten pan nie raczył się troszke "zwężyć". M�głby, nawet miło by było, zapewnie nie pozwoliła mu na to męska duma (gdyby oni czasem potrafili ja schować, świat byłby lepszy, mniej testosteronowych kł�tni i wojen). Ten typ tak ma. Wyciągneła telefon wysłała Natalii SMS: Własnie wsiadłam do busa. Jade do Ciebie. Jak bede już na miejsu wyśle ci strzałke. Przyjdz po mnie. Włozyła telefon do kieszeni, zaczeła słuchac muzyki płynącej z radia, płyneła razem z nia obserwujac widok zza szyby przez te trzydzieści kilometr�w. Po niecałej godzinie byli na miejsu. Wysiadła, zaczeła podążać przed siebie. Po chwili spostrzegła że idzie w złym kierunku. Odwr�ciła się na pięcie, szła, potem biegła w kierunku dworca. Przed pasami zatrzmała sie, popatrzyła na przejeżdzające samochody, jak tysiace innych, potem zatrzymała wzrok na autobusie. - Zatrzyma sie czy nie?- pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi wybiegając przed autobus. Jego maska była taka biała. Mogła być dzieki niej bardziej czerwona. Mogła, jednak nie była. Przeklinajcie, albo błogosławcie ten świat za to, ale tym razem to ona wygrała wyścig. Ile razy jeszcze wygra ze śmiercią? Dwa, trzy? Moze zero? Ta liczba ma w sobie tyle, ma dokładnie wszystko, czyli nic. Czasem sama chciała przegrać, ale nie chciała z sobą sama przegrać, bo ona MUSI walczyć, nie z papierosami, nie z w�dka, nie z narkotykami, nie z miłościa, tylko sama przeciwko sobie, bedąc po tej samej stronie i idąc pod ręke z przeciwnikiem. Wbiegła na peron, telefon jej wypadł z kieszeni kurtki,wziął rozw�d z obudową i rozsypał się na kawałki, ona ignorując zbyt ciekawskie spojrzenia przechodni�w podniosła te pare kawałk�w plstiku i innych śmieci, skończywszy wr�ciła do swego biegu, u szczytu schod�w na kładke nad peronami spotkało ja coś dziwnego. Gdy była już u ich szczytu, dostrzegła szeroko otwarte niebieskie oczy około osiemnastoletniego chłopaka patrzace prosto na nią. To spojrzenie ja zaintrygowało, nie miała pojecia co je wywołało, jaki był powod że jego oczy czyły otwarte tak szeroko, jak człowiek się czegoś przestraszy, lub zobaczy coś czemu nie dowierza i chce wzrokiem potwierdzić istnienie tego co ma przed oczyma. Jednak ta, jak wiele inych w jej życiu, tajemnica nigdy nie zostanie rozwiązana. Mijając kase biletową, oddaloną kawałeczel od konca kladki, sprawdziła czy nie ma jej w środku, nie było. Weszła na następne schody, prowadzące na ulice Czarnieckiego. Na gorze też jej nie było. SMS: Mozesz przyjśc do mnie? Musze sie jeszcze wykąpać. Puść strzałke jak bedziesz pod klatka Rano o godzinie dziewiątej zadecydowała że raczej dziś jej nie odwiedzi. Nie chce jej się wstawać. Było jej w ł�żku tak dobrze. Za ponad godzine dostała SMSa zbudził ja. To tylko Natalia przypominała jej żeby dała znać gdy bedzie już na miejscu i czy w og�le przyjezdza. Ten jeden głupi SMS tak szybko zmienił jej decyzje. -Jade do niej, jesli chce do niej pojechac musze wstac. Natychmiast! - przemkneła przez jej głowę myśl, jedna z niewielu kt�re sprawiały jej radość. Poszała do łazienki, popatrzyła niechetnie w lustro i szybko wciągneła na siebie spodnie, przecie nie bedzie zchodzić w majtkach na śniadanie(prawde m�wiac ona mogła by chodzić nawet nago na śniadanie, lecz tylko wtedy gdy mieszkałaby sama i miałaby ciemniejsze zasłony, nienawidziła jak faceci wpatrywali się jak nawiedzeni w okno)!!! Zjadła bez namietnie śniadanie, chyba nawet nie poczułaby r�żnicy, gdyby podmieniono jej płatki kukurydziane na rozgotowany kleik ryżowy. Zapytała się matki czy może zając łazienke na pięc miniut i wziąc expressowy prysznic. -Przecież nie ma ciepłej wody. Piecyk nie dziła bo nie ma prądu. Zapomniałaś? - czy ona musiała jej o tym przypominac? Musiała? Sara uwielbiała brąc prysznic, stać tak beztrosko, patrzeć jak para wodna unosi się, przeciąga i pręży w powietrzu, czuć jak wszystkie smutki dnia minionego, wszystkich dni minionych spływają po niej razem z wodą. Dziś jednak energetyka odebrała jej teym razem prysznic. - Dobrze że przynajmniej kawy mi nie zaprali- uśmiechneła się do siebie tą myśla. Zrobiła sobie ukochana kawe, taka jak zwykle: dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej, łyżeczka mleka (dzieki niej jej ulubiona urzywka nabierała taki piekny głeboki brązowy kolor, taki silny a zarazem deliatny), dwie i p�ł łyżeczki cukru, taka zwyczajana poranna kawa, lecz jaka tkiła w niej kwintesencja poranka (dokładnie połowa, drugą przydzieliła prysznicowi)! Niekt�rzy ludzie nawet nie wiedzą ile rozkoszy można znaleźć w słodkiej goryczy porannej kawy. Nie wiedza co tracą. Znowu poszła do łazienki. Zdjeła piżame i spodnie, usiadła na toalecie. Odleciała. Była myślami wszedzie, lecz nie w tej łazience. Tak czasem bywa, jak ma się zbyt wybujałą wyobraźnie. Powr�ciwszy z Jej Świata szybko umyła zęby i twarz lodowatą wodą, dzieki czemu mogła być tam już cała dusza i całym ciałem, ale nie całym sercem, ona całego serca nie miała, nikt nie zdołal go dotychczas obudzić, tak do końca, tak że czułaby Własne Serce całym Swym Sercem, może nawet nie tylko swoim...Nie umalowała się, nie czuła takiej potrzeby, we własnych oczach wyglądała jako tako i to jej absolutnie wystarczało, wystarzcza� jej że może znieśc widok własnej osoby tylko tyle. Nie musiała być dzis ani piękna, ani idealna, Dziś tylko tyle. Ubrała się szybko, zeszła na d�ł, wsuneła na nogi pośpiesznie buty. - Oni już na mnie czekja! Szybciej! - pośpieszała sama siebie i wybiegła w nie zasznurowanych butach. Wsiadła do samochodu, zaczeła sznurować buty i gdy samoch�d wymijała brame, popatrzyła ukradkiem na skrzynke pocztowaą. Pusta. Zaczeła się zastanawiać kiedy ten list od Niego w końcu przyjdzie, tak na prawde nie czekała na niego, bo czekanie boli, ona miała nadzieje, ale nie czakała na niego broń boże! Ojciec wysadził ją na przystanku zaraz przy dworcu. Szła w kierunku dworca zniecierpliwiona, gdy nagle dostrzegła coś, co ucieszyło ją. -Bus do Szczecina! Nie bede musiała czekać na pociąg. Głupi ma zawsze szczęście. - mysłała biegnąc do całkiem sporego, bordowego samochodu. Były wolne miejsca! Była uratowana! Nie musiała się martwić czy ma pociag, o kt�rej ma pociag. Otworzyła drzwi zapłaciła kierowcy, weszła do środka. Usadowiwszy się obok całkiem przystojnego, choć jak dla niej zbyt dorosłego mężczyzny. Musiała kulic się na połowie siedzenia, gdyz ten pan nie raczył się troszke "zwężyć". M�głby, nawet miło by było, zapewnie nie pozwoliła mu na to męska duma (gdyby oni czasem potrafili ja schować, świat byłby lepszy, mniej testosteronowych kł�tni i wojen). Ten typ tak ma. Wyciągneła telefon wysłała Natalii SMS: Własnie wsiadłam do busa. Jade do Ciebie. Jak bede już na miejsu wyśle ci strzałke. Przyjdz po mnie. Włozyła telefon do kieszeni, zaczeła słuchac muzyki płynącej z radia, płyneła razem z nia obserwujac widok zza szyby przez te trzydzieści kilometr�w. Po niecałej godzinie byli na miejsu. Wysiadła, zaczeła podążać przed siebie. Po chwili spostrzegła że idzie w złym kierunku. Odwr�ciła się na pięcie, szła, potem biegła w kierunku dworca. Przed pasami zatrzmała sie, popatrzyła na przejeżdzające samochody, jak tysiace innych, potem zatrzymała wzrok na autobusie. - Zatrzyma sie czy nie?- pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi wybiegając przed autobus. Jego maska była taka biała. Mogła być dzieki niej bardziej czerwona. Mogła, jednak nie była. Przeklinajcie, albo błogosławcie ten świat za to, ale tym razem to ona wygrała wyścig. Ile razy jeszcze wygra ze śmiercią? Dwa, trzy? Moze zero? Ta liczba ma w sobie tyle, ma dokładnie wszystko, czyli nic. Czasem sama chciała przegrać, ale nie chciała z sobą sama przegrać, bo ona MUSI walczyć, nie z papierosami, nie z w�dka, nie z narkotykami, nie z miłościa, tylko sama przeciwko sobie, bedąc po tej samej stronie i idąc pod ręke z przeciwnikiem. Wbiegła na peron, telefon jej wypadł z kieszeni kurtki,wziął rozw�d z obudową i rozsypał się na kawałki, ona ignorując zbyt ciekawskie spojrzenia przechodni�w podniosła te pare kawałk�w plstiku i innych śmieci, skończywszy wr�ciła do swego biegu, u szczytu schod�w na kładke nad peronami spotkało ja coś dziwnego. Gdy była już u ich szczytu, dostrzegła szeroko otwarte niebieskie oczy około osiemnastoletniego chłopaka patrzace prosto na nią. To spojrzenie ja zaintrygowało, nie miała pojecia co je wywołało, jaki był powod że jego oczy czyły otwarte tak szeroko, jak człowiek się czegoś przestraszy, lub zobaczy coś czemu nie dowierza i chce wzrokiem potwierdzić istnienie tego co ma przed oczyma. Jednak ta, jak wiele inych w jej życiu, tajemnica nigdy nie zostanie rozwiązana. Mijając kase biletową, oddaloną kawałeczel od konca kladki, sprawdziła czy nie ma jej w środku, nie było. Weszła na następne schody, prowadzące na ulice Czarnieckiego. Na gorze też jej nie było. SMS: Mozesz przyjśc do mnie? Musze sie jeszcze wykąpać. Puść strzałke jak bedziesz pod klatka
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Wed May 04, 2005 6:22 am
Gdybym tylko mogła być Byłabym gąsienicą Zmieniającą się w pięknego, kolorowego motyla Podziwom i zachwytom nie było by końca Gdybym tylko mogła być Małą niebiesko-pomarańczową rybeczką Pływającą w wodach śródziemnych Z nieograniczoną wolnością Gdybym tylko mogła być Małym koliberkiem Podziwianym Z nieograniczoną wolnością Bez życia w ciągłym strachu Cieszyła bym oko przyrodą Gdybym tylko mogła być Człowiekiem z sumieniem....
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Thu May 05, 2005 1:49 pm
bez problemow Sen jak cisza królestwo ukojenia dla poszarpanych nerwów dla zbłądzonych myśli dla innego człowieka który na odpowiedz zmuszony jest czekać Zamknie oczy, zobaczy raz morze i piasek raz góry i słonce lecz gdy rano wstanie popatrzy na swiat bedzie czekał az zapadnie noc i odpłynie choc na chwile
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Sun May 08, 2005 3:09 am
Wyrzuty Łazarza
umarlam juz milion razy
umarlam wraz z kazda spadajaca gwiazda
z kazdym falszywym usmiechem, zlosliwoscia i chamstwem, z kazda twoja lza
umarlam z dzieckiem porzuconym w smietniku
i dwoma olbrzymami
odeszlam wraz z mala dziewczynka -powoli gaslam z plomykiem -ostatniej zapalki
zabraly mnie anioly razem ze staruszka z domu, nieslusznie nazywanego, starcow
umarlam przyjacielu... umarlam tuz po polnocy... psy lizaly me wrzody...
umarlam pod twoim domem
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Sun May 08, 2005 2:00 pm
Utrzymac Niebo ukluta szpikulcem przesadow spozniona ze swym romantyzmem stoje na stacji ryzyka wyczekujac na bitwe z gory przegrana
pajak bez nogi drepczacy ku zebrzacej o ziarnko uczucia kobiety zarzuca nieszczelna pajeczyne
przyklejona sentymentem do czarno-bialej fotografii po raz ostatni okrywam sie z zimna plaszczem gorejacych wspomnien
a kot wedrujacy po chmurach lapiacy spadajace gwiazdy sni mi sie co noc
puszka po coli spiewa swa serenade, a ja poplamiona atramentem rodzinnego piora zbroje sie w odwage
pociag odjechal...
nawet swiatlo migocace w tunelu drwi sobie ze mnie
tylko zebrzaca kobieta pociesza - nie utrzymalaby nieba
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Mon May 09, 2005 5:04 am
dla kogos kto mi jest bardzo drogi...niestety nie dla mnie...
Zakazane drzewo-Ty dla mnie dziś Piękne owoce rodzi-nie mogę opamiętać się Zerwałam najpiekniejszy z nich-serce zdobyłam Twe Ono smakuje wspaniale-uwielbiam całować Cię Na dwóch gryzach skonczyło się-pięknego nadszedł jednak kres Przyszedł niespodziewanie Bóg-ktoś uświadomił mi błąd powiedział: zgrzeszyłaś znów-krzywdzę oboje nas I dostałam eksmisję z raju-już więcej nie spotkamy sie pozegnałam radości me-na dowidzenia cmoknęłam Cię i odeszłam-i odeszłam
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Tue May 17, 2005 2:28 am
Ja mam wiersz. Dla ulatwienia - bez polskich znakow - ekhmmmm
Smieje sie
Smieje sie.
Musze sie smiac.
Smiac sie musze.
Swiat patrzy sie, lypie oczami, wyglada z okien, spoglada przez dziurke od klucza.
Czemu się patrza?
Przeciez musze sie smiac.
Nie rozumieja tego?
Smiac sie, smiac sie, smiac sie...
Zycie jest smieszne.
Swiat jest smieszny.
Ale czemu oni sie tak patrza?
Sroki, sroki są smieszne.
Dlaczego sroki, nie wiem.
Ale sa, tak jak ludzie.
Musze sie smiac.
Smiac sie musze.
Hahaha.
Miaqlem jakis dziwny nastroj jak to pisalem - i sroki mi za oknem sie darly stare
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Tue May 17, 2005 2:30 am
Niezly wiersz Shizuka blaugh Ciekawy koncept. Rzadko takie fajne wiersze czytam.
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Posted: Mon Jun 06, 2005 3:17 am
[ Message temporarily off-line ]
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
 |
|
|
|
|
|